Tushek, Amoritz, JAC czy Arinera. Co mówią nam te nazwy? Równie dobrze może to być nazewnictwo pigułek lub zaklęcia. Tymczasem to… supersamochody. Żeby było ciekawiej z krajów, które wcale nie kojarzą się z rozwiniętym przemysłem motoryzacyjnym.Toplistę popularnych supersamochodów potrafi wymienić każdy. Ferrari, Lamborghini, Porsche, Bugatti czy Koenigsegg. Każdy wie też, że najpiękniejsze dźwięki można usłyszeć w okolicach włoskiego Maranello, gdzie znajduje się fabryka pojazdów z koniem na masce.
Trochę mniej osób zdaje sobie sprawę, że by znaleźć korzenie Koenigsegga należy zaś udać się do zimnej Szwecji. Gdzie jednak szukać np. takiego pojazdu jak JAC?
Od razu zdradzamy. JAC S11 to chiński wynalazek i to brzmi groźnie. Chińczykom wyszło wiele rzeczy, „ściągactwo” opracowali perfekcyjnie, z kopiowaniem samochodów idzie im jednak topornie. Ich własne konstrukcje to przeważnie mniej lub bardziej udane kopie lub wręcz bezczelne plagiaty wszystkich możliwych modeli jakie jeżdżą po drogach świata. Nie inaczej jest w przypadku JACa. Design tego samochodu to zabawa w znajdywanie podobieństw do co najmniej kilku modeli. Jest tu coś z Ferrari, Audi R8 czy Lambo. Wnętrze to zaś kopia Volkswagenów skrzyżowanych nieco z Maserati. Przyznamy się bez bicia, że nie wiemy czy JAC S11 jeździ już po chińskich drogach. Zresztą gdzie indziej i tak nie miałby szans na sukces.
Z czego jest znana Słowenia? Tego też nie wiemy… Wiemy jednak gdzie leży, a to już coś. Jeśli gdzieś by się pojawił Tushek Renovatio T500 to też już wiedzielibyśmy skąd pochodzi to superauto. Szczyci się nim słoweńskie przedsiębiorstwo o nazwie Tushek Supercars. Pojazd o sympatycznej nazwie to lekki roadster z 4,2litrowym silnikiem V8 pochodzącym od Audi. Ma 450 KM i do setki rozpędza się w 3,7 sekundy. Producent zapewnia, że samochód prowadzi się idealnie dzięki świetnemu rozkładowi mas.
Znów Lamborghini. Tym razem Gallardo. To ono zainspirowało brazylijskich producentów przy tworzeniu modelu Amoritz GT DoniRosset. W nazwie brazylijskiego samochodu jak i firmy, która go produkuje pełno jest rodzinnych konotacji, którymi nie warto chyba zawracać sobie głowy. Ciekawsze jest to, że „Doni” ma aż pięć końcówek układu wydechowego. I silnik prosto od jadowitego Dodge’a Vipera – 8.4 litrowe V10 z dwoma turbosprężarkami. W brazylijskim superaucie osiąga aż 1007 KM. Gdybyśmy chcieli sprowadzić egzotycznego gościa do Polski, kosztowałoby nas to nieco ponad 3,5 miliona złotych.
Polskiego supersamochodu miłośnicy motoryzacji (oczywiście tylko polscy) oczekują z takim samym wytęsknieniem jak sukcesów polskiej reprezentacji w piłce nożnej. Oba marzenia niestety jakoś nie mogą się spełnić. Przepustka do światowej elitarnej ligi superaut nazywa się Arinera Hussarya. O projekcie co jakiś czas jest głośno, jednak Arinera na razie pozostaje głównie wirtualnym tworem, chociaż firma pokazała już prototypowy egzemplarz, oraz zapewnia o trwających testach pojazdu. Trzymamy kciuki, że się uda i że pod maską całkiem zgrabnego samochodu na drogach zaryczy wreszcie widlaste V8 od General Motors generujące 650 KM. Gdyby stanęła koło McLarena czy Lambo nie miałaby się czego wstydzić.
No może tylko tego, że jest tania.. Jeśli wierzyć mocno nieoficjalnym informacjom, cena auta miałaby oscylować nieco powyżej 500 tysięcy złotych. To relatywnie niewiele w porównaniu z tuzami pierwszej supersportowej ligi, do której Arinera ma ambicje dołączyć.
RM