Kurz, pisk opon, zapach benzyny i palonej gumy i szybkie samochody jadące „bokiem”. To drift. Niecodziennie możemy podziwiać w Polsce najlepszych drifterów. Czołówka zawodników z Polski, a także Europy pojawiła się na gdańskiej PGE Arenie.
Drift Masters Grand Prix to debiutująca w Polsce liga drifetrów. Mimo iż warunki do trenowania w Polsce driftu są mówiąc eufemistycznie więcej niż skromne nasi zawodnicy nie mają się czego wstydzić. Poziomem nie ustępują tym z Japonii czy Stanów Zjednoczonych, gdzie dritf jest niezwykle popularną konkurencją.
W zawodach na placu przed gdańskim stadionem wzięło udział 30 zawodników. Zawody zorganizowano według wszystkich kryteriów obowiązujących w tej dyscyplinie. Zmagania drifterów oceniali profesjonalni sędziowie. Kwalifikacje wyłoniły najlepszą szestnastkę z nich. Potem w ośmiu parach rywalizowali najlepsi z najgorszymi.
Zwycięstwo przypadło Piotrowi Więckowi reprezentującemu barwy Budmat Auto Drift. Drugie miejsce zajął dwukrotny mistrz Polski Bartosz Stolarski. Trzeci był Jakub Skomorucha.
Drift nie jest tanim sportem. Oprócz przystosowania samochodu, wyposażenia kierowcy, spory koszt to oczywiście opony. Komplet kosztuje ok. 350 zł. W czasie jednych zawodów uczestnicy zużywają nawet kilkadziesiąt sztuk ogumienia.
Drift Masters Grand Prix w Gdańsku można uznać za udaną imprezę, organizatorzy z pewnością powinni jednak zadbać o lepszą widoczoność zmagań sportowców. Większość widzów skarżyła się właśnie na to. Jeśli doczekamy się przyszłorocznej edycji imprezy, a widoczność na niej będzie lepsza, może być naprawdę ciekawie.